czwartek, 24 lipca 2014


„Spotkanie W Centrum Handlowym” – OPOWIADANIE, autor : Sewer Ukleja


Kolejny deszczowy dzień nastał w okresie początkowej wiosny. Flora i fauna skryła się daleko
poza miastem, w parkach, na deptakach, na parapetach, gzymsach, w zoo – gdzie się dało.
Agnieszka szła do centrum handlowego trzymając w ręku parasol – mając nadzieję pooglądać
na wystawach modne buty, sukienki, spodenki, kuszące pończoszki i bluzeczki. Rozstała się
po raz kolejny z długo wyczekiwaną idealną miłością – chciała się cieszyć kroplami deszczu
i malutkimi kałużami, które jawiły się jej pod stopami, ale nie była w stanie wejść drugi
raz do tej samej rwącej wody – myślała jedynie o górskich potokach – może wyjeździe w góry
z koleżankami – gdyby tylko to można było zaplanować… Nie wiedziała, czy czegoś nie
zostawiła w domu – była ostatnio bardzo roztargniona. Przypomniało jej się, jak Rysiek opowiadał jej o Kasprowiczu i o szarlatanie – Przybyszewskim… Nie będąc kobietą nader androgyniczną – jedynie tęskniąc do upragnionej władzy nad mężczyznami – bała się anatemy wielu znajomych, których miała.
Nie mogła zatem zapomnieć o wizji roztoczonej przez Rycha o kobiecie-wężu w poezji Kasprowicza.
Jej najbliższe przyjaciółki miały już dzieci – ona niestety nie. Czekała na tego jedynego…
Wcześniejsi mężczyźni byli dobrze wykształconymi rzemieślnikami – tym razem trafiła na utracjusza – wiecznego studenta po przejściach – nie mogącego przełknąć gorzkiej pigułki miłości. Tłumaczył jej niejednokrotnie, iż to nie cynizm – tylko Diogenes zawiódł, a Platon napisał „Dialogi”… Niejednokrotnie powtarzał, że, gdy mężczyzna zrozumie kobiety, staje się zakamuflowanych „homosiem”. Nie mogła pojąć, dlaczego akurat czuje jakiś niesmak w stosunku do facetów uprawiających ze sobą seks. Z jednej strony zainteresowanie kulturą śródziemnomorską – z drugiej jakiś chory lęk przed dorosłością i ciągłe prawienie o Hamlecie oraz opowiadanie dowcipów na tematy damsko-męskie. Ryśka Agnieszka poznała przez koleżankę
i nie mogła oprzeć się wrażeniu, jakby go skądś znała. Może to był kolejny nicpoń, którym chciała się zaopiekować – miała wszak bardzo rozbudzony instynkt macierzyński z tytułu leczonej bezpłodności. Mogła myśleć tylko o adopcji. Pamiętała pierwszą chwilę spotkania. Założyła niegdyś konto na profilu randkowym. Odzywało się wielu chętnych, ale żaden nie potrafił sprostać jej oczekiwaniom – a to za brzydki, a to za stary, a to bez pieniędzy,
niezaradny życiowo, nieposiadający wyższego wykształcenia – et cetera, et cetera…
Gdyby nie Noemi – Rysiek dalej byłbym włóczącym się po klubach wiecznym tułaczem, dywagującym
nad sensem istnienia – szukającym drugiej połówki pomarańczy…
Spotkali się niegdyś we troje przy piwie i tak rozpoczął się od słowa do słowa płomienny i burzliwy romans Rysia i Agnes…
Teraz tylko oglądała wystawy reklam – a tam same manekiny bez wyrazu dostosowane do najbardziej
cudacznych kreacji. Minęła księgarnię. Na chwilę przystanęła… Stephen Hawking „Bóg a Wszechświat” – dostrzegła tytuł książki…
- Przecież nie ma Boga… – cicho westchnęła.
Ruszyła dalej kołysząc biodrami. Była ubrana w leginsy, halkę i balerinki, na szyi miała złoty naszyjnik – pamiątkę po babci i srebrny łańcuszek na ręce zakupiony u pobliskiego jubilera przez jej EX-partnera.
Denerwowało ją, że srebro i złoto ze sobą kontrastuje, lecz nie potrafiła zapomnieć momentu ich rozstania.
- Wszędzie te głupie wystawy! Dla kogo ja się stroję? – pomyślała.
Dotarła w końcu do centrum handlowego. Nadal padał deszcz, a niebo było zachmurzone. Wtargnęła do środka dzięki obrotowym drzwiom i przystanęła na chwilę zamyślona.
- Może Julka jest w pracy? – rzuciła śmiało w myśli.
Wystrój centrum handlowego był typowy dla obiektów dwudziestego wieku. Młodzi ochroniarze w garniturach, szyby wpatrujące się w ludzkie oblicza, blaszane schody, z gumową obręczą prowadzące w górę i w dół.
Po bokach były sklepy z damską bielizną. Dalej zataczająca koło kaskada, przy której można było nabyć odzież sportową.
Nawet nie starała się zwrócić uwagę na to, w jaki sposób patrzą na nią mężczyźni przemierzający pawilon.
Była kobietą bardzo urodziwą o krągłych kształtach, zgrabnych nogach, śniadej cerze – blond włosach i zielonych oczach, kościstych policzkach, nienagannej cerze i płomiennym spojrzeniu. Żaden samiec alfa nie mógł się oprzeć
rzuceniu okiem w dół i w górę, a gdy ją mijał tylko ukradkiem się odwracał. Nieśmiali mężczyźni mijali ją, okazując lekkie zakłopotanie – ale na takich nie zwracała uwagi. Starała się grać niedostępną.
Zgrabnie poruszając się – ruszyła w kierunku ruchomych schodów i udała się na dół.
Spojrzała na zegarek…
- Jula, bądź tylko! – wymamrotała pod nosem ze zniecierpliwieniem.
Podróż w głąb krainy cudów trwała krótko, Ciągle poprawiała włosy i patrzyła na przyczepione do paznokci błękitne klipsy.
Na ławeczce siedzieli licealiści – kilku chłopców i trzy dziewczyny.
- Pewnie uciekli z lekcji. – pierwsza myśl.
Parskali śmiechem i popisywali się przed dziewczynami, który patrzyły po sobie z niedowierzaniem.
Udała się „Almy”, aby zrobić zakupy na dwa dni z rzędu. Trwało to chwilę, chciała jak najszybciej widzieć się ze swoją przyjaciółką pracującą w księgarni. Wzięła koszyk, zrobiła trochę kroków i wybrała dużo świeżych owoców, warzywa, kilka bagietek, kotlety, parówki sojowe, soki, otręby pszenne, mleko
i butelkę pół-wytrawnego wina. Zapłaciła za pomocą karty i ruszyła w kierunku księgarni…
Rozpromieniła się w jednym momencie, cały smutek zniknął.
Przy kasie stała jej siostrzana dusza. Jakiś starszy Pan w kokieteryjnym kapelusiku, lekkim – delikatnie rozpiętym płaszczu,
sportowym sweterku i eleganckich, lecz schodzonych już butach właśnie płacił gotówką za nabytą książkę.
- Hej! – rzuciła Agnieszka, patrząc z zaciekawieniem na mężczyznę.
- Hejnał dzwoni, dzwony dzwonią, bezszelestną wiosny wonią, oj(…) słowiki – co też ludzie,
porabiają w starej budzie, kompradory i maślaki, delikatnie – wykpij takich. Ileż życia
nam przysłonią – kup tę książkę – klaśnij w dłonie… Na konie – na błonie… – uśmiechnął się
spod wąsa i poprawił kapelusz, kłaniając się ukradkiem. – Miłego dnia Paniom życzę.
Włożył książkę do teczki i wyszedł pogwizdując.
- Co to za dziwak… Julio? – ludzie naprawdę mają problemy – ech…
- Kupił „Cichociemnych” – pewnie następny szermierz sprawiedliwości…
- Może to Doktor Jekyll i Mr. Hyde w jednym? – Chowa pod tym kapeluszem swoje kompleksy. HAHAHA!!!
- No wiesz – przybrała pozycję czajniczka – lepszy taki niż gruboskórny wieśniak. – zachichotała.
- Faceci…
- Mapety, Dżuli, Mapety… Ciasteczkowy potwór i tylko tyle.
- Ale on mówił, że mnie kocha.
- Nie Ty jedna dałaś się nabrać. Kieruj się zawsze sercem – mawiają – tylko jak?
- Nie pier… nicz, laska. Znowu jedziemy w góry z chłopakami – będzie fajnie – zobaczysz!
- Pod warunkiem, że znowu nie zostanę sama z zapasem wódki…
- HA, HA… Bardzo śmieszne.
- Już ci tyle razu mówiłam, że wolę pojechać z Robertem nad morze w tym roku – zadecydowaliśmy.
- On zadecydował nie ty.
- Mężczyźni nie kochają kobiet, których nie potrafią zrozumieć – jeszcze tego nie rozgryzłaś?
- Nie sądzę. Oni tylko kochają to, co mają pomiędzy no-ga-mi. Nic i aż tyle.
- Spłyciłaś relację – przecież nie braliście ślubu.
- Ja wiem, ale… To nie fair.
- Życie nie jest fair, ale jedyne, co ci mogę doradzić to sięgnąć do szuflady… I się upić. -
zasłoniła usta z ukazując pozorne zawstydzenie.
- Przyjaciół poznaje się w biedzie. HA, HA! – Agnieszka poprawiła włosy.
- Okej – porozmawiamy o tym w ten weekend, gdy wyjdziemy… Skoczymy na jednego.
- On mi zawsze mówił, że baby to plotkary, ale – phi! Skoro oni mogą dzisiaj wszystko -
dlaczego my nie? – uśmiechnęła się, unosząc tryumfalnie głowę.
- Okej, Laska. Nie ma sprawy. Ja muszę jeszcze ponaklejać ceny na pozostałe książki i je wystawić
na sprzedaż. Kup nowy Vogue – zobaczysz, że Angelina Jolie ma gorsze problemy niż ty, więc nie bój nic.
- Tego kwiatu pół światu, mała. Hie, Hie… Dobra, zmykam.
Wyszła, kołysząc biodrami. Lekko łysawy facet wyjrzał zza lady.
- Co zaglądasz, Hubert? Życie ci nie miłe?
- Eeee… Jeśli nie lubisz poniedziałku – pomyśl o Środzie… Julka – proszę… Szefostwo
nie przyjęło na stan „Pani Bowary”, więc jakie to ma znaczenie? Zmienię muzykę na Presleya…
Może „Only You”? Zapomniałem – boli cię dzisiaj głowa…
- Tak, Hubi – boli mnie głowa. Tylko pomyśl… Pamiętaj, co ci wczoraj mówiłam – nie pij już więcej
sam. Żyj w realnym świecie – tu i teraz jak Twój ukochany Kierkegaard.
- On nie był mizantropem. – spojrzał na zasępioną dziewczynę spuszczając głowę i dość bezprecedensowo unosząc brwi.
- W piątek w telewizji puszczają doktora „House’a” – może czegoś dowiesz się o życiu…
- Francja elegancja, O! Dżuli!… – westchnął.
Poszedł na zaplecze. Dziewczyna łypnęła okiem na roześmianą młodzież.
- Teraz się spróbujemy… – sarknęła ze skwaszoną miną. Otworzyła zeszyt, wyjęła jabłko i zatopiła w nim zęby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz